Mnie i moją siostrę, koleżankę, towarzyszkę doli i niedoli kupiły złe ręce. Nie pamiętam czy miałyśmy jakieś imiona – ja trikolorka i ona biało-ruda.
Trafiłyśmy do betonowej klatki, tam mieszkałyśmy przez kilka lat, tam rodziłyśmy kolejne szczeniaki. Nikt o nas nie dbał, czasami dostawałyśmy jakieś jedzenie, miałyśmy tylko rodzić ładne szczeniaczki, aż pewnego dnia złe ręce zabrały nas z betonowej klatki, bo już byłyśmy niepotrzebne…

 

Na szczęście na naszej drodze stanęła cudowna osoba, Dobra Wróżka z Cavalier King Charles Spaniel PL, to ona dała nam imiona, ja dostałam imię Koki, a biało-ruda dostała imię Donia.
  
To ona zabrała nas pierwszy raz do lekarza. Wtedy okazało się, że nasze uszka są tak chore, że już nigdy niczego nie
usłyszymy. Miałyśmy trudności z jedzeniem, bo nie miałyśmy ząbków, a te co były nie były w najlepszym stanie. Ona często nas kąpała, bo nasza skóra też była bardzo zaniedbana, podawała leki, wyprowadzała na spacery i dawała duzo miłości której wczesniej nie zaznałyśmy. To u niej poczułyśmy co znaczy mieć ciepły dom, legowisko i dobre jedzonko.

Gdy już odrobinę stanęłyśmy na nogach ona znalazła nam nowy dom.
Przyjechali jacyś ludzie i nas zabrali, bałyśmy się okropnie, bo nie wiedziałyśmy gdzie jedziemy, ani czy znowu nas nikt nie skrzywdzi.
W nowym domu czekały na nas inni psie towarzysze – Goldenka Annie i Shih tzu Frodo, oni bardzo ucieszyli się na nasz widok. Czekały na nas też nowe, ciepłe legowiska z poduszkami i nowe miseczki.

Nowy dom okazał się fajny, dużo nas przytulali, dawali nam jedzonko i dbali o nas, jak trzeba było jeździli z nami do lekarza.
Pewnego dnia zaczęłam odczuwać okropny ból w głowie, nie wiedziałam dlaczego tak się dzieje. Moje ataki pojawiały się co jakiś czas.
Moi ludzie zabrali mnie i Donię aż do Wrocławia, gdzie zrobiono mi badania. Okazało się, że choruję na jamistość rdzenia kręgowego.

Dodatkowo we Wrocławiu zbadano nam uszka, ale zmiany jakie zaszły w naszych uszach spowodowały nieodwracalną głuchotę.

Gdy zaczęłam dostawać leki na swoje bóle, wszystko zaczęło wracać powoli do normy, wydawało się, że nasze życie będzie już upływało w spokoju.

Wtedy coś złego stało się z Donią (pomimo badania serca, które nic nie wykazało) u Doni zerwała się struna serca. I tak rok temu odeszła Donia, to były trudne chwile nie tylko dla mnie, ale też dla moich ludzi. Oni strasznie płakali i bardzo tęsknili za Donią…..

Dzisiaj żyję sobie ze swoimi ludźmi i psimi towarzyszami . Lubię spędzać czas na kolanach mojej Pani, śpię w jej łóżku, to ona pilnuje żebym na czas dostała swoje lekarstwa, dostaje dobre jedzono, zimą na spacery chodzę w ciepłej kurteczce……
Teraz już wiem jak powinno wyglądać szczęśliwe, spokojne psie życie. Mam tylko nadzieję, że przede mną jeszcze wiele lat takiego życia.

Chciałabym tylko prosić, żeby ludzie nie kupowali tanich szczeniaczków, bo za tym schowane jest cierpienie takich suczek jak ja, a nie każdej suczce udaje się opuścić swoje klatki i złych ludzi….
Nie każdej suczce udaje się trafić w końcu na dobrych ludzi i żyć szczęśliwie…

Niestety, nie możemy napisać „i żyła długo i szczęśliwie”… Koki odeszła 4 grudnia 2018 roku, dzień po otrzymaniu przez nas tego listu do publikacji. Bardzo nam smutno. Śpijcie spokojnie, słodkie Dziewczynki…